Ogłoszenia samochodowe Auto giełda internetowa

portal motoryzacyjny, auto giełda

Nowy Ford Mustang – sześć wcieleń ikony popkultury


Dodano: 2019-06-03, Kategoria: Newsy, Komentarzy:

Właśnie mija pięćdziesiąt pięć lat, od kiedy Ford zaprezentował światu pierwszego Mustanga. Wyjątkowość tego eleganckiego, sportowego samochodu od początku polegała na połączeniu amerykańskiej pewności siebie z europejskim szykiem. To spotkanie kontynentów zaowocowało autem-symbolem, które nie tylko zawładnęło amerykańskimi szosami, ale wkrótce również stało się częścią popkultury. W 2015 roku, czyli równo pięćdziesiąt od premiery pierwszego modelu, Ford zaprezentował specjalną wersję rocznicową GT 50 Years. Czy magia oparła się upływowi lat?

Kiedy Mustang debiutował, czyli ponad pół wieku temu, spodziewano się, że w pierwszym roku salony opuści 100 tysięcy modeli. Takie były w każdym razie ambitne, choć raczej wyważone, oczekiwania zarządu firmy oraz prognozy specjalistów z branży. Rzeczywistość postanowiła jednak po raz kolejny pokazać, jak bardzo jest nieobliczalna i już pierwszego dnia rozeszło się 22 tysięcy sztuk. Powtarzam: pierwszego dnia. I to wyłącznie na rynku amerykańskim. Reszta jest historią.

 

Ford Mustang — symbol na czterech kółkach

 

Dziś trudno jest przecenić wpływ Mustanga nie tylko na rozwój przemysłu motoryzacyjnego, ale również kulturę masową. Tym, z czego zdawano sobie sprawę w połowie lat sześćdziesiątych zeszłego stulecia, był fakt, że na rynku motoryzacyjnym pojawiło się właśnie auto wyjątkowe. Nie przypuszczano jednak, że tamtego pamiętnego roku narodziło się coś więcej – zjawisko kulturowe, uniwersalny symbol. A już na pewno nikt nie zakładał, że stanie się to tak szybko. Dziś wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie amerykańską autostradę przecinającą niczym rana niegościnny, na wpół pustynny krajobraz, by przed oczami stanęło coś jeszcze – czerwony, rozpędzony Ford Mustang. Kropelka krwi sunąca po czarnej bruździe asfaltu. Esencja wolności. Seks, prędkość i rock and roll na czterech kółkach. Niewiele samochodów rozpoznawalnością może dorównać Mustangowi. I, co najważniejsze, nie zmienia się to mimo przekroczonego półwiecza. Ford konsekwentnie pielęgnuje smukłą, choć odpowiednio muskularną (przecież to Amerykanin!), sylwetkę swojej dumy.

 

 


Być jak Steve McQueen

 

Być może dzięki tej konsekwencji w działaniu, Ford Mustang pozostaje amerykańskim klasykiem i ikoną pop kultury nie mniejszą niż utwór „Born To Be Wild” zespołu Steppenwolf, czy legendarny aktor Steve McQueen. Ten ostatni był, a właściwie nadal jest, zresztą z Mustangiem związany w sposób szczególny – to on za pośrednictwem swoich filmów po raz pierwszy pokazał światu, jak bardzo cool jest siedzieć za kółkiem takiego pojazdu. Któż nie pamięta kanonicznego thrillera „Bullit” ze scenami pościgów samochodowych, które przez dziesięciolecia były punktem odniesienia dla twórców tego typu kina na całym świecie? To właśnie tam McQueen zdzierał opony Mustanga pierwszej generacji. Tymczasem oniemiali widzowie – zwłaszcza ci młodsi – marzyli, by choć raz przejechać się tym cacuszkiem. Wielu z nich kilka lat później spełniło swój sen. Dziś Ford Mustang 2015, dzięki designowi odwołującemu się wprost do lat sześćdziesiątych minionego stulecia, daje tę samą szansę fanom klasyki. I to jest naprawdę godne podziwu, że pomimo zmieniających się trendów i rozwijających się technologii, Ford oparł się pokusie totalnego przemodelowania swojej legendarnej Marki. W ten sposób model z 2015 roku może stanąć obok tego pierwszego, uwielbianego przez pokolenia modelu i nikt nie powie, że są to dwa zupełnie inne samochody.

 

 

Czterokołowa rewolucja obyczajowa

 

Prace nad Mustangiem ruszyły już w 1960 roku, kiedy zespół marketingowców Forda zdał sobie sprawę, że w dobie rozkwitu rock and rolla czas skierować swoją uwagę w stronę młodych ludzi. Nowymi klientami będą już nie tylko stateczni ojcowie rodzin, oczekujący pakownych, familijnych wehikułów, ale zbuntowani nastolatkowie, których czas właśnie się zaczynał. Firmie potrzeba było czegoś zupełnie nowego, absolutnie wyjątkowego – czegoś, co połączyłoby klasę, wolność i amerykański optymizm. Stwierdzono, że ideałem będzie sportowa maszyna, która właściwie… wcale nie będzie sportowa. To dopiero zagwozdka! Pomocny okazał się research.

 

  

 

Wywiadowcy Forda raportowali, że na ulicach pojawia się coraz więcej małych, zgrabnych europejskich samochodów sportowych. To był wystarczający sygnał, by zacząć myśleć o pojeździe łączącym seksapil auta sportowego z praktycznością i ceną przeciętnego coupe. W ten sposób, na tablicy w zadymionej sali zebrań mieszczącej się w siedzibie głównej legendarnego koncernu, powstał pierwszy zarys nowego modelu samochodu.

 

Nowa nadzieja Forda musiała wejść z przytupem, więc nadano jej nazwę na cześć legendarnego samolotu myśliwskiego P-51 Mustang z czasów II wojny światowej. Orzeł wylądował 17 kwietnia 1964 roku na Światowej Wystawie w Nowym Jorku. Nowy model można było wtedy kupić za jedyne 2 368 dolarów (dziś jest to około 18 tysięcy). Pojazd do zaoferowania miał sztywny dach, prosty sześciocylindrowy silnik i trzybiegową manualną skrzynię biegów. Wewnątrz jednak ukrytych było wiele opcji, na które czekali nowi klienci – obywatele przełomowej, szóstej dekady XX wieku.

 

W ten sposób, zapewne nawet ku swojemu zaskoczeniu, Ford sprzedał okrągły milion Mustangów w ciągu 18 miesięcy od dnia premiery. Ten wynik pozwolił Mustangowi zająć pierwsze miejsce na liście najlepiej sprzedających się modeli T. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, był to idealny ruch ze strony Forda. W idealnym czasie, kiedy tworzył się nowy ład, a rewolucja obyczajowo-kulturalna trwała w najlepsze, młodzi Amerykanie dostali idealny samochód. To się nazywa „perfect timing”! Jeszcze cztery lata wcześniej ludzie prawdopodobnie nie byliby gotowi na takie zmiany! Dopiero połowa lat sześćdziesiątych, kiedy Elvis Presley stawał się powoli klasykiem, Beatlesi byli największymi gwiazdami, Rolling Stonesi nadawali nowe imię buntowi, The Who śpiewali o nowej generacji, a na linii startu czekało lato miłości, Ford Mustang mógł wjechać w pełnej glorii. Było to wejście prawdziwej gwiazdy. Szałowy, seksowny, lekki, a jednocześnie stosunkowo niedrogi samochód był odpowiedzią na potrzeby nowej Ameryki. Nieczęsto w historii pojawia się tak popularne i modne auto, na które właściwie każdy może sobie pozwolić!

 

Filmowy amant

 

Popularności Mustanga pomogło kino, a zwłaszcza wspomniany„Bullit”, który był największym przebojem kinowym 1968 roku. Po premierze tego filmu każdy młody mężczyzna chciał być jak Steve McQueen, a zapewne znalazłyby się również dziewczęta gotowe wskoczyć w jego spodnie. Po „Bullicie”, Mustang wystąpił jeszcze w kilkudziesięciu filmach. Kierowała nim Farrah Fawcett na planie „Aniołków Charliego”, zagrał jedną z głównych ról w obu wersjach „Gone in 60 Seconds (z 1974 i 2000 roku), wystąpił w dwóch filmach o przygodach Jamesa Bonda („Goldfinger” z 1964 roku i „Diamenty są wieczne” z 1970), dołączył do czterokołowej obsady kilku filmów z serii „Szybcy i wściekli”, a nawet zamieniał się w robota w „Transformersach” Michaela Baya. Tylko kilka samochodów miało podobny wpływ na popkulturę. Poza Mustangiem był to na pewno Volkswagen Beetle z filmów o garbusie „Herbiem”, Pontiac Trans Am z serialu „Knight Rider” i DeLorean DMC-12, czyli gwiazda trzech części „Powrotu do przyszłości”.

 

Dla prawdziwej gwiazdy srebrny ekran to jednak nie wszystko. Jak wiadomo, każdy ambitny artysta pragnie pokazać się na wielu polach. Nie inaczej było w przypadku Forda Mustanga, który wprost z planu filmowego wjechał w świat gier wideo. W ten sposób udało mu się zaliczyć występy w takich przebojach konsolowych jak m.in.: Test Drive Unlimited, Project C.A.R.S, seria „Need For Speed” oraz ultraprzebojowej Grand Theft Auto V. Jakaż to gratka dla skomputeryzowanego fana klasycznych wozów, móc pognać wirtualną szosą za kierownicą Mustanga.

 

Nowy Ford Mustang – powrót do przyszłości

 

Po takiej wyczerpującej dawce historii czas najwyższy powrócić do przyszłości, czyli zasadniczo do teraźniejszości. Ostatnia jak dotąd, szósta generacja Forda Mustanga zadebiutowała 5 grudnia 2013 roku w Barcelonie. Sześć lat temu w Center de Convencision International 24 tysiące widzów zobaczyło po raz pierwszy najnowszą odsłonę czterokołowej legendy. Nowością w stosunku do poprzednich generacji, poza odświeżonym designem, były rozwiązania techniczne po raz pierwszy w historii opracowane specjalnie z myślą o tym modelu. Zarówno płyta podłogowa, jak i silniki od pierwszej kreski w notatniku projektanta, do ostatniej śrubki na linii produkcyjnej, powstawały z myślą o tym samochodzie. Co więcej, inaczej niż jego poprzednicy, Mustang szóstej generacji trafił do oficjalnej dystrybucji na terenie całej Europy, w tym rzecz jasna do Polski. Już w 2015 roku podpisano kontrakty na 262 modeli. Swoim Mustangiem można było wyjechać od dealera, inwestując już ok. 157 tys. zł.

 

 

Klienci na Starym Kontynencie otrzymali również specjalny, czterocylindrowy silnik 2.3 l EcoBoost z turbosprężarką i wtryskiem bezpośrednim. Moc rozwijana przez motor to 309 KM, a maksymalny moment obrotowy wynosił 407 Nm. Europejczycy otrzymali również do wyboru odświeżony silnik 3.7 l V6 dysponujący mocą ponad 300 KM lub silnik V8 o mocy 421 KM I pojemności 5.0 l. Jednostka to zmodernizowana konstrukcja znana z poprzedniej generacji Mustanga.

 

Więcej na temat nowych modeli Forda Mustanga dowiecie się z oficjalnej strony producenta: https://www.ford.pl/osobowe/mustang.


W styczniu 2017 Ford dokonał modernizacji Mustanga VI, zapewniając mu tym samym trzy gwiazdki w teście bezpieczeństwa. Samochód doczekał się kilku wersji, m.in.: GT, 50 Year Limited Edition, 50 Year Limited Edition Convertible (na bazie kabrioletu) oraz GT F-35 Lightning II Edition. Ten ostatni model to właściwie ciekawostka, bowiem zaprezentowano jedynie pojedynczy egzemplarz, którego design wzorowany był na myśliwcu Lockheed Martin F-35 Lightning II.

 

Szósta generacja amerykańskiej legendy to samochód w pełni nowoczesny, któremu nie odebrano jednak ducha. Jak wspominaliśmy wcześniej, w konfrontacji ze swoim antenatem nowy model nie wypada wcale jak nadmiernie stechnicyzowany gadżet na czterech kółkach. To wciąż ten sam „hajłej” i ta sama piosenka, choć wyprodukowana w nowoczesnym studiu z użyciem najnowszego oprogramowania. Steve McQueen z radością usiadłby za kółkiem takiego pojazdu.